Historia pewnego biegu…

historia pewnego biegu...

Kasia – niesamowicie zawsze przygotowana, zorganizowana i punktualna. Jednak dzisiaj było zupełnie inaczej…

 

Przygotowywałam się do biegu RUNMAGEDDON od dawna. Kondycja gotowa, siłowo już gorzej. Przed wyjazdem sprawdziłam jeszcze czy wszystko mam. Tak wszystko było, tylko pakiet startowy należało odebrać 1,5 h przed biegiem…. Było już za późno. Wewnętrzny ból i złość na siebie – poziom hard!!! Niby można pobiec jeszcze we wrześniu, ale to nie będzie to samo. Ten bieg był dla mnie ważny. Udowodnić sobie, że mogę więcej niż mi się wydaje. No nic, trzeba inaczej zaplanować ten dzień i odreagować.

Może jednak spróbuje, może organizatorzy pozwolą mi na bieg w innych godzinach?

Napisałam wiadomość, ale kto dzisiaj miał czas w ogóle odpisać? – nikt. Telefonu brak. Kolejne emocje, no trudno już po. I tu wkracza przyjaciółka Kasia – najlepsza inspiracja jaką znam. Ona nigdy się nie poddaje. Zachęca mnie żebym pojechała na miejsce i porozmawiała z organizatorami.

Wewnętrzna kłótnia.

Spróbować, nie spróbować. Może jechać na miejsce i porozmawiać. Może się uda. A co będzie jak przyjadę i nie pozwolą, a ja tylko popatrzę jak inni startują? Kolejny ból. Kit robię to dla siebie.

Zamówiłam Ubera!

Przecież nie będę tracić czasu na dojazd. Podjechałam jeszcze do Leroy Merlin po gumowe rękawiczki dla ochrony. Bardzo sympatyczny Pan zawiózł mnie pod adres zawodów, ale zupełnie gdzie indziej. To jednak nie to miejsce. Walka z czasem trwa. Ostatni bieg 11:45. Wg kierowcy po wprowadzeniu innego adresu miałam być o 11:30, a przecież jeszcze trzeba kawałek dojść odebrać pakiet, przebrać się, pomijając otrzymanie zgody na bieg. 8 minut do biegu.

Biegnę przed siebie nie wiedząc gdzie jest biuro zawodów. Jestem tam pierwszy raz, wpadam do jakiegoś namiotu, mnóstwo ludzi, kilka kolejek i kilka zupełnie różnych opcji. Nie wiem co robić i gdzie. Podchodzę do kogoś, mówię o tym, że jestem spóźniona, mam zapytać kogoś innego o zgodę, zgoda jest. Oddaję rzeczy i kulturalne wpycham się w kolejkę. I tu wszyscy których spotkałam mi pomogli. Pokazali drogę, przepuścili. Byłam po czasie. Usłyszałam tylko “biegnij, jest już rozgrzewka”. Wbiegłam już po starcie, wszyscy już ruszyli ja na końcu, ale to nie miało znaczenia. Nie ukończyłam go ostatnia. Najważniejsze było, że walczyłam do końca i udało się, spełniłam swoje marzenie – cel.

Nauczyłam się, że na trasie można poradzić sobie samemu, ale to wymaga dużo większej siły i jest trudniejsze. Z pomocą innych jest przyjemniej i szybciej.

Dziękuję za kolejną lekcję.